Jutro wyjeżdżam na kolonie i nie będzie mnie przez dwa tygodnie, dlatego następną część opublikuję 27 lub 28.07. 29 lipca jadę nad morze i kolejny rozdział będzie po 9 sierpnia. Pozdrawiam i zapraszam do czytania :)
- Powiesz mi gdzie idziemy? -była ciekawa dokąd zabierze ją Dobrzański.
- Tak. Popatrz to tam. - wskazał na katedrę mediolańską.- Wjedziemy widną na górę. Są tam piękne widoki.
Gdy wjechali na górę, Ula chwyciła Marka za rękę, a on spojrzał na nią zdziwiony.
- Mam lęk wysokości. - wytłumaczyła niewinnie. Ta jej niewinność pociąga mnie jeszcze bardziej. - pomyślał. Spacerowali po tarasie widokowym. Uli bardzo podobał się Mediolan. Właściwie to sama nie wiedziała czy bardziej podoba jej się samo miasto czy to, że jest z nią Marek.
- Dziękuje, że mnie tu zabrałeś. To cudowne miejsce. - dała mu całusa w policzek. Całą noc poświęciła na rozmyślaniu o ich relacjach. Po tym pocałunku po kolacji bała się zaryzykować i zbliżyć do niego. Bała się, że ją skrzywdzi tak jak Piotr. Od pracowników firmy słyszała o życiu Marka, że chodzi do klubu i jest największym casanovą stolicy. Nie chciała być jego kolejną panienką na jedną noc. Ale coś jej podpowiadało, żeby się odważyć i spróbować.
- Nie ma za co. To co masz ochotę na podbój mediolańskich sklepów?
- Pewnie, że mam, ale nie chcę Cię męczyć zakupami. Dobrze wiem, że mało, który mężczyzna lubi chodzić po sklepach.
- Tak myślałem. Więc chodźmy, z tobą nawet zakupy mogą być świetnie spędzonym czasem.
- Naprawdę chcesz ze mną iść? - zapytała zaskoczona.
- Naprawdę. Może Ci w czymś doradzę? Nie zapominaj, że jestem prezesem domu mody.
Na zakupach bawił się świetnie. Doradzanie Uli bardzo mu się podobało. Postanowił zrobić jej prezent i zapłacić za jej zakupy. Co prawda Ula się nie zgodziła, nie była z tych kobiet, które wyłudzają od Dobrzańskiego kosztowne prezenty, ale Marek był szybszy i podał sprzedawczyni swoją kartę.
- To co kawa? Trochę mnie wymęczyłaś. - uśmiechnął się łobuzersko.
- Ojej, Biedaczek. - powiedziała ironicznie.
- Ulka, spędziłaś w tej galerii trzy godziny.
- To się ciesz, że nie więcej. Chodźmy już na tę kawę, bo mamy mało czasu i nie zdążę się przygotować na bankiet.
Po wypiciu kawy i zjedzeniu deseru wrócili do hotelu. Zanim rozeszli się do swoich pokoi, Marek szepnął Uli na ucho:
- Jeśli mogę Ci jeszcze doradzić, to ubierz tę czerwoną sukienkę z czarną koronką. Wyglądasz w niej bardzo... ładnie.
- Tak? - doskonale wiedziała jaki przymiotnik chciał użyć.
- Tak. Przyjdę po ciebie za godzinę.
Ula posłuchała Dobrzańskiego i założyła czerwoną sukienkę, a do tego wysokie, czarne, szpilki. Swoje miedziane, lekko falowane włosy rozpuściła co dawało olśniewający efekt. Marek, gdy wszedł do jej pokoju był pod wielkim wrażeniem.
- Wiedzę, że mnie posłuchałaś. Ślicznie wyglądasz. - szeroko się uśmiechnął.
- Dziękuję. Idziemy?
- Yyyy, co? - cały czas przyglądał się jej. - A tak, tak. Chodźmy. - odpowiedział, gdy odzyskał świadomość.
Na bankiecie Ula była rozchwytywana przez mężczyzn, co nie spodobało się Markowi. Co chwilę, podchodzili do niej, prosząc o taniec. Wreszcie dostrzegł ją samą przy barze sączącą drinka.
- Widzę, że świetnie się bawisz. - zagadnął.
- Nie narzekam. Jest bardzo miła atmosfera.
- Tańczyłaś już chyba ze wszystkimi mężczyznami na sali, ale zapomniałaś o swoim ulubionym prezesie. Chyba będę musiał obciąć Ci pensję. - udał obrażonego.
- Przepraszam. Naprawdę chciałam do ciebie podejść, ale nie mogłam znaleźć wolnej chwili. Chyba aż takim surowym prezesem nie będziesz co? - zrobiła słodką minę jak małe dziecko, które prosi o lizaka.
- Jeśli za mną zatańczysz to się zastanowię. - podał jej dłoń i ruszyli w stronę parkietu.
Przetańczyli razem całą noc, ale oni mieli wrażenie, że minęło zaledwie pół godziny.
- Dobrze tańczysz.
- Dziękuję. W dzieciństwie chodziłam na lekcje tańca. Ty też niczego sobie. - zarumieniła się lekko.
Po północy postanowili wrócić już do hotelu. Rano mieli samolot. Żegnając się przed pokojem, Ula musnęła jego usta. Procenty dały się we znaki i Marek oddając pocałunek nie myślał czy to jest odpowiedni czas. Zaczął błądzić rękami po jej ciele. Wyjął z kieszeni kartę, otworzył drzwi i chciał wejść do pokoju, gdy Ula odsunęła się od niego. Marek był zdezorientowany. Myślał, że Ula też tego chce.
- Przepraszam Marek, ale nie jestem jeszcze na to gotowa. Nie chcę się śpieszyć, a potem tego żałować.
- Jasne rozumiem. Po prostu pozwałaś na czułe gesty i myślałem, że już jest dobrze.
- Owszem, na czułe gesty tak, ale nic więcej.
- Oczywiście. Dobranoc. - pocałował w policzek.
- Dobranoc.
Wyjazd do Włoch uważali za udany, nie tylko ze względu na podpisaną umowę, ale także na towarzystwo drugiej osoby.
W świetnych nastrojach wrócili do pracy. Zapowiadał się pracowity tydzień, gdyż w piątek miało się odbyć zebranie zarządu. Po całych dniach Ula pracowała nad raportem i nie miała nawet czasu, aby wyjść coś zjeść. W środę odwiedził ją Sebastian.
- Cześć. Widzę, że nie masz czasu nic zjeść, dlatego postanowiłem Ci przynieść. Proszę. - podał jej pudełeczko z jedzeniem na wynos.
- Dziękuję. To prawda, mam strasznie dużo roboty.
- A jak wyjazd do Mediolanu?
- Dobrze. Podpisaliśmy umowę i zaczynamy współpracę z włoską firmą.
- To super. Ula, tak sobie pomyślałem, że może pojechałabyś ze mną w ten weekend nad morze? Ma być ładna pogoda.
- Sebastian, przepraszam, ale w ten weekend moja kuzynka bierze ślub. Ale może kiedy indziej nam się uda.- uśmiechnęła się przepraszająco.
- Nie no, jasne. Nic się nie stało. - był trochę niezadowolony.
- Ale może ty poszedłbyś ze mną no to wesele? Nie mam jeszcze osoby towarzyszącej. - zaproponowała.
- Bardzo chętnie.
- Jeszcze później ustalimy szczegóły.
Miała zaproponować Markowi, żeby z nią poszedł, ale widziała, że wyjeżdża wtedy do rodziny i nie chciała psuć mu planów, a gdy teraz pojawił się Sebastian, postanowiła go zapytać.
Olszański szedł zamyślony przez korytarz i nawet nie usłyszał wołania swojego kumpla.
- Cześć Sebastian! Co ty taki rozmarzony? Zakochałeś się czy co?
- Cześć! Ja? Zakochałem? No co ty.
- Pomyślałem, że dawno nigdzie nie byliśmy, więc może wyskoczymy w sobotę na drinka do klubu?
- Sorry Marek, ale nie mogę. Obiecuję, że w następny weekend to odbijemy.
- A czym jesteś tak zajęty, że odmówiłeś przyjacielowi wyjścia do klubu?
- Ulka zaprosiła mnie na ślub swojej kuzynki. - uśmiechnął się szeroko. Widział, że Marek będzie zazdrosny.
- Ula cię zaprosiła? - zapytał zaskoczony.
- No tak. A co? To jest świetna kobieta, może dzięki temu wyjazdowi się do siebie zbliżymy.
- Nie zbliżycie się, bo ona jest moja, rozumiesz? - krzyknął ściszonym głosem tak, aby nikt go nie usłyszał.
- Z tego co słyszałem to nie jesteście parą i chyba jeszcze nie zdążyłeś jej przelecieć.
- A skąd wiesz, że nie? - próbował zbajerować przyjaciela.
- A tak? - to pytanie zbiło go z tropu.
- A ty książkę piszesz na temat naszego życia?
- I co dobra jest w łóżku? Mam nadzieję, że się o tym przekonam w ten weekend. - był strasznie wściekły, ale mimo to starał się być spokojny i opanowany.
- Ty gnoju nie przekonasz się! Jeśli się do niej zbliżysz to obiecuję ci, że cię zniszczę! - powiedział i szybkim krokiem poszedł do swojego gabinetu.