Oddawała pocałunki. Marek zaczął rozpinać jej sukienkę. Nagle przyszło opamiętanie i Ula gwałtownie odsunęła się od niego, uderzając go w policzek.
- Przepraszam. To nie powinno się wydarzyć. - przeprosił i odszedł.
Ula wróciła do domu i postanowiła wziąć długą, relaksującą kąpiel. Była bardzo zmęczona wydarzeniami z dzisiaj. To był dopiero jej pierwszy dzień w pracy, a tyle się wydarzyło. Najpierw lunch z Sebastianem, na który nie musiała się godzić i tak było by lepiej. Przynajmniej za oszczędziłaby czas i zaczęłaby raport, a tak będzie musiała go zrobić jutro. W ogóle po co on mnie tam zapraszał? A te jego teksty? Po prostu masakra. To już Marek jest sto razy lepszy. Albo i nie. Ten pocałunek... Co on w ogóle sobie myślał? Że po paru spotkaniach pójdę z nim do łóżka? Jest przystojny, to prawda. Lubię go, może nawet bardzo, ale wszystko w swoim czasie. Będę musiała z nim jutro porozmawiać i wszystko wyjaśnić. Tylko jak?
Marek wracał taksówką do swojego mieszkania i rozmyślał o Uli: Po co ja ją pocałowałem? Wszystko spieprzyłeś Dobrzański. Mogłem się powstrzymać i wszytko byłoby ok. Tylko jak tu się powstrzymać przed takimi ustami. Ula nie jest tą kobietą, która leci na kasę i mój urok osobisty. Trochę pośpieszyłem,ale co zrobić skoro Sebastian się jej cały czas podlizuje. Porozmawiam z nią jutro i przeproszę.
Weszła rano do firmy i szybkim krokiem udała się do swojego gabinetu nie chcąc spotkać ani Marka, ani Sebastiana. Tego pierwszego dlatego, że nie wiedziała jak ma się zachować i co mu powiedzieć, chciała do niego iść dopiero w porze lunchu. Tego drugiego nie chciała spotkać, bo bała się, że znowu ją gdzieś zaprosi, a po wczoraj nie ma na to ochoty. Przynajmniej na razie.
Cały czas siedziała jak na szpilkach i prawie w ogóle nie wychodziła z gabinetu. Nie chciała go spotkać, bo wtedy musiałaby z nim porozmawiać. A tego się bała i próbowała to odwlec. Nie zaniosła mu nawet dokumentów do podpisania. Poprosiła o to swoją asystentkę Dorotę. Nie mogła się na niczym skupić. Nawet nad jej ukochanymi cyferkami. Dobra. Idę, bo dużej już tak nie wytrzymam.
Pracował w swoim gabinecie. Miał dziś wyjątkowo dużo roboty. Bardzo chciał iść do panny Cieplak, wyjaśnić zaistniałą sytuację, ale nie znalazł ani jednej, wolnej chwili. Ktoś kto go nie znał, mógł powiedzieć, że jest pracoholikiem. Niestety nie do końca tak było. Marek był co prawda dobrym i uczciwym prezesem. Zawsze dbał o dobro firmy i jej pracowników, ale był po prostu leniwy. Był przyzwyczajony, że robotę odwala za niego jego asystentka, a on robi tylko najważniejsze rzeczy. Tak było do niedawna. Dwa miesiące temu jego asystentka Kinga, odeszła na urlop macierzyński i został ze wszystkim sam, na Violettę nie miał raczej co liczyć. Od tego czasu trochę bardziej przykładał się do pracy. Nareszcie znalazł wolną chwilę i postanowił iść do Uli. Szedł korytarzem, gdy przy pracowni mistrza natknął się na nią.
- Cześć Ula. Właśnie do ciebie szedłem. Chciałbym porozmawiać i Cię przeprosić. - powiedział zmieszany.
- Cześć. Ja też właśnie się do Ciebie wybierałam.
- W takim razie zapraszam do mnie. Tam będziemy mogli spokojnie porozmawiać.
Wiem, że trochę krótki, ale postaram się wrzucić kolejny rozdział przez weekend.